28 października 2012

Rozdział czwarty

Czasami w życiu dokonujesz wyboru.
Nie jest on ani zły, ani dobry. Po prostu jest.
Wtedy musisz być pewny swoich dalszych kroków.

    Po zjedzonym śniadaniu, które przygotował Jugo, wstawiłam talerz do zmywarki i odwracając się przodem do niego uniosłam hardo głowę do góry i spojrzałam mu w oczy. Obiecałam sama sobie, że będę twarda i nie dam sobą pomiatać, tak też zrobię.

    - Co chcesz wiedzieć? - spytałam. Upił ze szklanki łyk kawy.

    - Czemu nic nie wiedziałem o tym, że przyjeżdżasz? - jego poważny głos tak dziwnie brzmiał. Tak obco. Zeszkliły mi się oczy, jednak szybko zamrugałam kilka razy by zapobiec niechcianym łzą. Zawsze mimo wszystko byłam aż nadto wrażliwa. Nawet byle błahostka była wstanie doprowadzić mnie do płaczu.

    Westchnęłam cicho.

    - Te pytanie nie kieruj do mnie a do swojego starego.

    - To też twój ojciec - zauważył spokojnie.

    - Nie! Nie jest nim od dziesięciu lat! - podniosłam głos. Co się dziwić? Przez tyle lat chowałam do niego urazę i ma się to niby ot tak zmienić? Nagle zniknąć? O nie! Nie pozwolę sobie na to. Nie ja. Zniósł tę informacje na spokojnie. Jugo chyba wiedział, że tak będę się zachowywać, albo przynajmniej przypuszczał taką możliwość.

    - A czy w takim razie nadal jestem dla ciebie bratem? - zaskoczył mnie. Tyle, że co ja mam mu teraz powiedzieć? Nie widzieliśmy się tyle czasu... Praktycznie to tak jakbym go wcale nie znała. Bo czy można powiedzieć, że się kogoś zna skoro ostatnim razem widziało się daną osobę Aż dziesięć lat temu? Raczej nie. Chciałabym go poznać na nowo, ale to on musiałby pierwszy wyciągnąć dłoń. Ja tego nie zrobię, moja duma mi na to nie pozwala. Zacisnęłam ręce na blacie szafiki za mną.

    Wszystko lubi się zmieniać. Z upływem każdej kolejnej sekundy świat odsłania przed nami swoje nowe oblicze. Czasem lepsze, czasem gorsze. To już nie do końca od nas zależy.

    - Nie wiem. Nic już nie wiem. Czy skończyłeś się już te przesłuchanie? Muszę jeszcze dzisiaj zrobić remont w pokoju - spytałam beznamiętnie kierując swoje kroki do wyjścia z jadalni. Każdy mój ruch był uważnie obserwowany przez znajomych mojego braciszka z nim włącznie. Nie lubiłam być

    - Remont? Przecież tamten pokój jest jak nowy - zdziwił się.

    - Tak się składa, że nienawidzę żółtego.

    - Kiedyś lubiłaś ten kolor - słusznie zauważył.

    - Kiedyś to czas przeszły, dawno pogrzebany. To co było już nie wróci. Czy to tak ciężko zrozumieć? - ucięłam ostro.

    - Dobre wspomnienia ciężko pogrzebać - spróbował z innej strony. Daremnie.

    - Także i te złe - nie patrząc już na nic ruszyłam przed siebie. Tam gdzie mnie nogi poniosły. W skrócie - do swojego pokoju.

    W połowie drogi jednak przypomniało mi się coś.

    - Jugo! - krzyknęłam głośno tak by mnie usłyszał.

    - Co? - stanął przy schodach patrząc na mnie z niemym pytaniem.

    - Gdzie tu trzymacie jakieś rzeczy do remontu, czy coś  tym stylu?

    - W schowku pod schodami - podszedł do jakiś drzwi, których wcześniej nie widziałam.

    - Czego konkretnie potrzebujesz? - wskazał na półki zastawione różnymi przedmiotami. Bez słowa minęłam go i wybrałam wszystko co było mi potrzebne na dziś.

    Zapowiadał się długi dzień.



    Zaczęłam od odsuwania mebli, jednak szybko z tego zrezygnowałam i wychodząc z pokoju krzyknęłam jeszcze głośniej niż poprzednio.

    - Niech ktoś tu przyjdzie i mi pomoże wynieść meble! - po kilku minutach wraz z trzema chłopakami wynosiłam wszystko z poprzedniego pomieszczenia. No wprawie wszystko, bo łóżka się nie dało ze względu na jego wielkość, więc zakryłam je kilkoma foliami.

    - Może jednak ci pomożemy? - spytał blondyn o niebieskich oczach. - Naruto Uzumaki jakby co - uśmiechnął się szeroko wyciągając przed siebie dłoń, którą po chwili uścisnęłam.

    - Sakura - odwzajemniłam uśmiech. - Skoro wam się nudzi to pomożecie mi trochę. Na początek trzeba oczyścić ściany a później pomalować je na biało. Im szybciej to się zrobi tym lepiej.

    Praca szła pełną parą. Uwinęliśmy się w trzy godziny. Teraz zostaje jednie czekać aż wszystko trochę wyschnie. A wtedy nałoży się na to odpowiednie kolory. Jedyną niepomalowaną ścianą była ta od łóżka, była ona moim własnym pomysłem. Z pomocą dwóch drabin farbek i kilku pędzli wprawie że na całą ścianę namalowałam wielkie anielskie skrzydła. Sztuka malarska była jednym z talentów odziedziczonych po mamie.  Odchodząc kilka kroków do tyłu sprawdziłam czy skrzydła mają w miarę tę samą długość. Gdy wszystko okazało się być w porządku przyszykowałam wiadro gipsu. Teraz czas na kolejną część projektu. Dookoła malowidła zaczęłam tworzyć gipsem na ścianie pnącza z pąkami róż. Żeby gips szybciej wysechł i się nie rozwalał wspomogłam się suszarką do włosów. Po kolejnych trzech godzinach w końcu skończyłam. Zmęczona przysiadłam na jednym ze szczebli drabiny. Po drugiej stronie pokoju na podłodze siedział Naruto, Kiba i jeśli dobrze pamiętam to Suigetsu. Siedzieli i jedli ramen.

    - Macie coś do picia? - spytałam a ci pokręcili głowami na nie. Moim wybawieniem okazała się Karin, która pojawiła się znikąd z butelką wody gazowanej. - Dzięki.

    - Ładne - wskazała na ścianę. Kiwnęłam jedynie głową. Widocznie chciała coś jeszcze powiedzieć, ale chyba  nie wiedziała jak, pokręciła jedynie głową i ruszyła do wyjścia. - Jakby co to zawołaj - powiedziała jeszcze i zniknęła za drzwiami.

    Pogrążyłam się we wspomnieniach. Myślami błądziłam po bezdrożach mojego pokręconego umysłu. Jestem dziwna, ale  to wiadomo nie od dziś. Jestem dobrą aktorką. Zmieniam maski w zależności od sytuacji. Z jednej strony tak jest bezpieczniej dla mnie, jednak z drugiej, pogubiłam się. Od lat nie byłam tak naprawdę sobą. Kim w takim razie jestem? Kameleonem, zaśmiałam się cicho na te porównanie. Tak, istotnie jestem kameleonem co zmienia kolor w zależności od własnego uznania i sytuacji, bądź zagrożenia. Jestem dziwna, naprawdę dziwna i szczerze powiem, że dobrze mi z tym.

    W lepszym humorze i z większą pewnością siebie podeszłam do reklamówki z resztą zwykłych farb i farb w sprayu. Wyciągnęłam trzy puszki tej drugiej. Kolor czarny i dwa razy leśna wyblakła zieleń. Na początek idzie czerń. W tym kolorze będzie ściana ze skrzydłami i różyczkami, chociaż te też znalazły się gdzieniegdzie na innych ścianach. Czerń stopniowo przechodziła na innych ścianach w zieleń. Kolejna godzina malowania. Różyczki na zielonej części ściany zostały zaakcentowane srebrną farbą a te na czarnej czerwoną i białą. Teraz zostały tylko do poprawy skrzydła, z którymi uwinęłam się w półgodziny. No, koniec malowania, czas na sprzątanie. Meble wnieśliśmy dopiero gdy podłoga jako tako została umyta, jednak nic nie przysuwaliśmy aż nadto do ścian, muszą najpierw wyschnąć. Dwie komody, szafa i regał a do tego biurko, toaletka, jakiś stolik, sofa i dwa fotele. Garderobę miałam w innym pomieszczeniu. Okna otwarte, robota skończona. Nareszcie.

    Chłopaki poszli się ogarnąć. Ja zrobiłam to samo. Wzięłam tylko jakieś czyste ciuchy i zamknęłam się w łazience. Trochę potrwało zanim porządnie się wyszorowałam. Świerza, czysta i pachnąca stanęłam chwilkę w progu i podziwiałam efekty. Było lepiej niż sądziłam że będzie. Żołądek dał o sobie znać i chcąc nie chcąc zeszłam na dół do kuchni. Siedzieli tam wprawię wszyscy z rana. A na stole stał przygotowany obiad, spaghetti. Mniam!

    - Siadaj bo wystygnie - usłyszałam głos brata.

    - Smacznego! - krzyknął Naruto.


    Jest już osiemnasta a ja padam z nóg. Na dodatek strasznie chce mi się spać. Zjadłam, więc szybko posiłek i mówiąc krótkie dobranoc poszłam do siebie. Przebrałam się w piżamę, położyłam się na łóżku i nim się obejrzałam spałam snem spokojnym.



***

    - Gdzie Sakura? - spytał zdenerwowany ojciec wchodząc do domu.

    - Na górze -szybko odpowiedziałem i nim się spostrzegłem kruczowłosy był na piętrze. Chcąc nie chcąc poszedłem w jego ślady. Szczerze to ciekawiło mnie czym młoda podpadła staremu. Drzwi do jej pokoju były otwarte, wszedłem, więc cicho i z lekkim podziwem rozejrzałem się dookoła. Niezłą robotę odwalili. Trzeba przyznać. Ojciec stał nieco zdezorientowany i również rozglądał się po wnętrzu.

    - Co tu się stało? - wyszeptał. Śmiać mi się chciało. Sam z Jirayą malowali poprzednio ten pokój.

    - Sakura twierdzi, że nie lubi już żółtego, więc pomalowała pokój po swojemu.

    - Sama to zrobiła? - wskazał na skrzydła i podszedł do okna by je zamknąć.

    - Tak. W reszcie pomogli trochę chłopaki.
 
***

    Do ciemnego pomieszczenia, które oświetlało nikłe światło padające z lampki na biurku, wszedł wysoki mężczyzna o atletycznej budowie ciała. Jego srebrzyste włosy zdawały się emanować własnym niepowtarzalnym blaskiem na tle mroku pomieszczenia. Jego twarz była jak wykuta z kamienia, nie wyrażała żadnych emocji.
    - Złapali go - powiedział krótko do postaci siedzącej za masywnym biurku.

    - Słyszałem. Trzeba go będzie wydostać stamtąd - zamyślił się na chwilę niższy mężczyzna. - Co z planami budynku?

    - Muzeum? - kiwnięcie głową. - Kyane wciąż pracuje nad nimi. Mówi, że będą gotowe najwcześniej na czwartek.

    - Ma się pośpieszyć.

    - Wie o tym.

    - Dobrze, bardzo dobrze - potarł ciemną bródkę. - Przygotuj dwunastkę na poniedziałek. Uwolnicie tego kretyna.

    - Zrozumiałem.

*****
Wyszło nie do końca tak jak planowałam, ale to nic. Moja wena ostatnio poszła w las, więc wybaczcie. Kolejny rozdział nie wiem kiedy się pojawi, mimo wszystko postaram się go dodać w połowie listopada wraz z resztą rozdziałów na inne blogi, ale niczego nie obiecuje, bo teraz w życiu prywatnym będę miała troszkę rzeczy na głowie; przeprowadzka, ważne testy i egzamin na prawko i takie tam. Nie zanudzam.
Pozdrawiam!
Mustela