- Wszystko kupione to teraz można wracać do domu - mruknęłam pod nosem.
Szłam spokojnie przed siebie, niczym się nie przejmowałam, bo poco? Słońce już nie świeciło tak mocno, powoli kończyło swoją wędrówkę tego dnia na niebie by móc ustąpić miejsca Panu Nocy - Księżycowi. Zastanawiam się jak to wszystko się potoczy, czy Jugo bardzo się zmienił? Kolejne pytania bez odpowiedzi. Nie wiem kiedy, ale torby z zakupami nagle wyleciały mi z rąk niosąc za sobą głośny huk a chwilę później wszystko momentalnie pochłonęła ciemność. Zemdlałam.
- Sakura - słyszę szept by sekundę później poczuć zimną stal przy skroni. W normalnych warunkach może i bym była zadowolona czując zbawienny chłód, jednak nie teraz, nie w tej chwili. Uścisk na szyi sprawia, że chcąc, nie chcąc z wielkim trudem uchylam powieki, tym samym ukazując światu swoje szmaragdowe oczy.
Śmierć lubi zaglądać nam w oczy, śmiać się z naszej niedoli. Nieodłączna towarzyszka życia. Pojawia się w najmniej spodziewanym momencie. Wtedy nie pozostaje nam nic innego jak stanąć z nią twarzą w twarz i zmierzyć się ze swoim przeznaczeniem. Jednak mimo pozorów to my decydujemy, tak naprawdę jaka będzie nasza przyszłość. To od nas zależy wszystko. Życie albo śmierć. Prosty a jednak tak bardzo trudny wybór. Wóz albo przewóz. Jeden krok, jeden czyn a wszytko może zmienić się w ciągu kilku sekund.
Czy pragnę umrzeć? Sama nie wiem. Życie jest często zbyt skomplikowane. Nieraz są takie chwile kiedy psychika siada i robi sobie wolne przez jakiś czas. To właśnie wtedy, gdy jestem już na skraju, mam ochotę skonać. Uciec od tych wszystkich problemów. Jednak zawsze przed ostatecznym krokiem pojawia się jedno, jedyne, niepozorne 'Ale'. Zawsze istnieje przecież inna droga ta bardziej zawiła i pogmatwana. Czemu by jej nie wybrać? Mimo tego bólu i cierpienia, które spotykamy na każdym jej calu, gdzieś tam na końcu przecież musi coś być. Jakieś wynagrodzenie za te wszystkie udręki.
Czy mam poco dalej żyć? Nie wiem. Może. Chyba, nie chyba a na pewno. Przecież mam przyjaciółkę, którą kocham jak siostrę, co jej nigdy nie miałam. Mam też brata. W przeszłości był dla mnie najważniejszą osobą pod słońcem. Ale czy tak jest nadal? Tego nie wiem i nigdy się nie przekonam jeśli teraz nie zaryzykuje. Tak. Już podjęłam decyzje. To ja jestem panią własnego jestestwa, to ja wybieram co będzie dalej. Jak zadecyduje o własnym końcu. Teraz jeszcze nie jest ten czas. Nie po to uczyłam się tego wszystkiego by w takiej chwili stać bezczynnie, czekając na to co ma być. Jestem też kobietą a to zawsze można przecież wykorzystać. W końcu faceci zawsze myślą tylko o jednym.
- Wracając Tu, do Japonii, do Tokio nie sądziłam, że już pierwszego dnia zostanę tak miło powitana - mówiłam ze spokojem w głosie. Mimo pozorów, cała w środku dygotałam. - Czym sobie zasłużyłam na taki zaszczyt?
Rozglądając się ukradkiem by wiedzieć na czym stoję. Nagle zauważyłam nie kogo innego jak swojego 'najdroższego ojczulka'. No pięknie! Co On tutaj robi?! A, no tak! Jest agentem. Mama miała chyba słabość do takich gości. Hej! A czy nie powinien próbować mnie teraz uwolnić?
- Mhm... A więc mamy tu panienkę z innego kraju. - usłyszałam głos tuż przy uchu. Gdzieś tam z tyłu kilka osób zaśmiało się obleśnie. - Złociutka, co cię tu przywiało? Czyżby ukochany?
Skoro 'tatuś' nic nie robi, trzeba wziąć sprawy w swoje ręce. Już wiem co zrobię. Mam plan. Byleby się udał.
- Niestety jeszcze taki się nie znalazł - westchnęłam smutno.
- Skąd wiesz? Może jest bliżej niż ci się zdaje? - no i rybka połknęła przynętę.
- Tego nigdy nie mogę być pewna - czuje jego gorący oddech na szyi i rękę błądzącą po moim ciele. Niech tylko posunie się o krok dalej a przysięgam, że go wykastruje. O cholera! Zjeżdża w dół. Co to, to nie! Złapałam jego rękę. - Wiesz, ja mam pewną zasadę, której przestrzegam - powiedziałam uwodzicielsko przeciągając sylaby.
- A jak ona brzmi? - wyszeptał. No właśnie! Jak ona brzmi?! Sakura myśl, myśl!
- Nie idź na całość jeśli twój partner nawet cię nie pocałował - raz kozie śmierć. Po tym co mam zamiar zrobić pewnie i tak zginę. Ech... Co za życie....
Zaśmiał się odwracając mnie przodem do siebie. - Czyli, kicia chce iść na całość? Mrr... Podoba mi się - rzekł wpijając się w moje usta. Całował zaborczo, ale mimo wszystko tak delikatnie. Ach... Dziwny koleś. Szkoda tylko, że zaraz to się skończy. Oderwał się ode mnie a ja po części nie z własnej woli wydałam z siebie cichy pomruk protestu, uśmiech wykwitł mu na twarzy. Podobało mi się, ale mam zadanie do wykonania, niestety. Nie zważając już na nic przyciągnęłam go do siebie przejmując inicjatywę. Westchnął przeciągle, gdy przejechałam językiem tuż po jego grdyce. Popchnęłam go lekko do tyłu. Zrozumiał. Zaczął powoli się cofać a ja razem z nim. W końcu natrafił na porozrzucane drewniane bale, na których przysiadł ciągnąc mnie za sobą. Chcąc, nie chcąc, uległam. Wciąż to ja byłam górą, co jak zdążyłam już zauważyć, podobało mu się. Powoli rozpinałam mu koszulę przy okazji doprowadzając go do wrzenia. Oto mi chodziło. Im bardziej podniecony, tym bardziej rozkojarzony. A to był właśnie mój cel.
- Jeszcze - wyjąkał. I właśnie ten moment był odpowiedni. Przechyliłam się znacznie do przodu dając mu tym samym widok na moje średniej wielkości piersi wyeksponowane przez obcisłą bluzkę z dekoltem w łódkę. Ręką przejechałam delikatnie po jego już nagiej klatce zjeżdżając nieco w bok tuż w kierunku mojego prawego buta. Dziękowałam Bogu, że włożyłam dzisiaj oficerki a nie sandały na obcasie. Z ukrytej kieszonki wyciągnęłam mały nożyk przesiąknięty specjalną trucizną. Kiedyś Georg podpowiedział mi, że lepiej mieć takie cudeńko zawsze przy sobie, gdyż nigdy nie wiesz jaki idiota może ciebie zaczepić. Święta racja. Do tej pory użyłam go tylko dwa razy. Ale to już należy do przeszłości. Złożyłam kolejny pocałunek na jego szyi. Trzy... Dwa... Jeden... Nagle nożem przejechałam po jego brzuchu. A w drugą rękę chwyciłam szybko pistolet, który jakiś czas temu odłożył na bok, zapewne myśląc iż jestem bezbronna. Naiwniak! Odbezpieczoną broń przystawiłam mu do głowy. Był nieprzytomny. Trucizna zaczęła działać.
- Strzelcie a on zginie! - krzyknęłam aby każdy mnie mógł usłyszeć. - W jego ciele krąży teraz trucizna i tylko ja znam na nią odtrutkę. A teraz odłożyć broń i słuchać.
Nikt się nie ruszył. To tak chcą grać? Proszę bardzo.
- Dobra, teraz zagramy według moich zasad. Radze wam zapamiętać wszystko bo od tego będzie zależeć wasze i jego życie. Zrozumiano? - rozejrzałam się po zebranych. Każdy włącznie z moim ojcem i jego kumplami mięli przekomiczne miny. Z chęcią roześmiałabym się jednak sytuacja była nieodpowiednia na taką beztroskę. Po kilkunastu sekundach ci od tego lowelasa gruchnęli śmiechem. Westchnęłam przeciągle. Nie zrozumieli. Myślą, że dziewczyna mojego pokroju nic nie potrafi. Nie docenili mnie, nie docenili swojego przeciwnika. W takich chwilach, takie sytuacje się źle kończą. Wycelowałam w jednego z nich i strzeliłam. Kula drasnęła mu policzek. Wszyscy momentalnie ucichli i zaczęli na powrót mierzyć we mnie swoją bronią. - To było ostrzeżenie. Więcej razy nie powtórzę - mój zimny głos czasami mnie przerażał. - Pobawiliśmy się, ale już dosyć. Odłóżcie broń jeśli nie chcecie mieć na sumieniu syna waszego szefa - chyba powaga sytuacji w końcu do nich dotarła bo zaczęli powoli, z ociąganiem odkładać broń. Kiwnęłam głową na kumpli mojego ojca. Już po minucie wszyscy byli obezwładnieni.
***
Kolejna przecznica za nimi. Została jeszcze jedna. Teraz trzeba mieć oczy i uszy szeroko otwarte. Każdy najmniejszy błąd kosztować będzie życie. Jak nie nasze to jakiegoś cywila.
Że też Sarutobi nie mógł mi dzisiaj odpuścić! Miałem odebrać z lotniska moją małą kruszynkę, kochaną córeczkę. Przecież ona mi tego nie wybaczy. Co z tego, że nie widziałem jej te kilka lat. No dobra, dziesięć lat. Mimo wszystko, dużo o niej wiem. Więcej niż wiedziała Myuki i ten jej, a zresztą. Myślała, że rozwód wszystko załatwi, ale nie! Ja dbam o swoje interesy. Tak swoją drogą to niezłe ziółko z tej Sakury, ale co się dziwić w końcu to moja córka. Płynie w niej moja krew, podobnie jak w Jugo. Tak też musiała coś po mnie odziedziczyć. Niby taka cicha woda a brzegi rwie. Może... Nie, nie ma sensu o tym teraz myśleć. Póki co, nie ma też co zapeszać. Wyjdzie tak jak ma wyjść. Trzeba tylko wszystko pokierować tak by było dobrze, by wszyscy byli zadowoleni. Nieważne jakim kosztem, najważniejszy jest efekt. Nawet jeśli się nie zgodzi to i tak to zrobi. Dla niej tak będzie najlepiej. A ja zawsze stawiam na swoim.
- Zbliżamy się - usłyszałem głos Uchihy. Rzeczywiście zbliżaliśmy się. Ostatni zakręt i...
- Sakura - mimowolny szept wydobył się z moich ust. To niemożliwe. Przecież ona powinna być teraz w domu, nie tutaj. Ledwo co wróciła kraju, do mnie a już jej życie jest zagrożone. Nie tak to powinno wyglądać. Miałem ją chronić a nie minął jeszcze jeden dzień i może zginąć. Cholera, co Ona tu robi?!
By dobrze chronić kogoś trzeba pierw mieć odrobinę władzy nad tym kimś. Ja najzwyczajniej o tym fakcie zapomniałem. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu już dość długi czas. Nie dziwie się, że nie chce mnie znać, co dobitnie zaznaczyła podczas rozprawy w sądzie. Niby ma te siedemnaście lat, jednak sędzina uznała, że lepiej jak pomęczy się trochę ze mną niźli miałaby mieszkać na ulicy. Poza tym i tak cała ta szopka z sądem była z góry ustawiona. Jak wiele mogą zdziałać stare znajomości...
- To...? - nie słuchałem, wyciągnąłem broń co i też uczynił mój towarzysz. Ocknęła się. Z jednego z przejść w tym zaułku zaczęli wychodzić jacyś inni goście. Byli uzbrojeni. Nie dobrze, nie dobrze. Wręcz tragicznie! Nie może nic się jej stać.
***
Biegliśmy przed siebie ścigając swój cel. Jeśli go zgubimy to prawdopodobnie pojawiać się będą kolejne ofiary. Tego akurat nikt nie chce. Im szybciej go złapiemy tym lepiej dla wszystkich. O jednego przestępce mniej. Cóż za ironia.
Mój długowłosy blond towarzysz dzielnie dotrzymywał mi kroku. Deidara - specjalista od ładunków wybuchowych i prac w terenie. Znam go od przeszło piętnastu lat. Mimo jego żywiołowego sposobu bycia jest jedną z najbliższych mi osób. Przyjacielem na dobre i na złe, który cieszy się kiedy jestem szczęśliwy i podnosi na duchu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Czasem, gdy zrobię jakieś głupstwo walnie w twarz i opieprzy. Tak, to jest właśnie mój przyjaciel. Niezastąpiony kompan na drodze zwanej życiem.
Czasem nie wiem co mnie bardziej kręci, praca dla Paina, czy służba u Sarutobiego. Jeden jak i drugi po części działają w tej samej sprawie a jednak tak bardzo się różnią. Kto by pomyślał, że łączą ich więzy krwi? No, jakby nie patrzeć to mnie też. Chyba nikt. Prawda jest nieco pogmatwana, chociaż zależy też pod jakim kątem się na to wszystko spojrzy.
Już prawie go doganialiśmy, gdy nagle znikąd pojawiła się jakaś dziewczyna z torbami zakupów. Cholera! Niech się cofnie! Koniec. Kaplica. Keisumoto Hidaki, nasz cel, ma ją. Chyba zemdlała. Ten przystawił jej lufe do skroni. Teraz ma zakładnika. Wie, że nie możemy w obecnej chwili nic zrobić. Minutę później pojawił się Orochimaru i Itachi. Ten pierwszy wyglądał jakby ktoś go kopnął w twarz.
- Sakura - dobiegł nas cichy szept. Sakura? Sakura, Sakura, Sakura. Coś i to mówi...
- O kurwa! - nie może być... To Ona!! Moja mała przyjaciółka z dzieciństwa. Słodka, urocza, mała Sakurcia. Wyrosła. Nie poznałbym jej. Ale zaraz, zaraz... Kiedy ona... Czyżby coś się stało? Przecież o ile mi dobrze wiadomo to powinna być teraz z matką w Stanach. Coś musiało się stać. Inaczej by jej tu nie było.
Z przemyśleń wyrwał mnie Deidara szturchając łokciem w bok.
- Patrz - tylko tyle. Nie zbyt jeszcze rozumiejąc spojrzałem na Sakurę, a ona co? Całuje się z tym frajerem. Wściekłość normalnie mnie zalała. Myślałem, że zaraz tego Hidaki'ego rozszarpie. Obiecałem jej kiedyś, że zawsze będę ją chronić przed niebezpieczeństwem jako przyjaciel. Niestety w tej chwili rzeczywistość uderzyła mnie niczym grom z jasnego nieba. W takiej beznadziejnej sytuacji nie mogę zrobić nic. Kompletnie nic. Póki co jest zdana tylko i wyłącznie na siebie. Jaki banał. Pomógł bym jej gdybym tylko mógł, ale uniemożliwia mi to wsparcie synalka Gato. Ej! Co ona wyprawia?! O ja pierdole! Jak Ona To...? Jak? Rozbroiła go. Moje niedowierzanie nie miało już granic. Nie ja jeden miałem teraz głupią minę. Reszta moich towarzyszy a także nasi przeciwnicy, również. Będzie miała mi się z czego później tłumaczyć. Nie odpuszczę jej.
Sytuacja po kilku minutach zmieniła się drastycznie.
Po obezwładnieniu wszystkich naszych wrogów, Itachi zadzwonił do agencji po wsparcie. Długo niemusieliśmy czekać. Przyjechał też nasz szef.
- Dobra robota chłopaki. W końcu go mamy. Spisaliście się na medal. Do końca tygodnia chce widzieć u siebie na biurku raport. Zróbcie jeszcze obchód i wracajcie do agencji. No i zajmijcie się cywilem - powiedział co wiedział i odjechał a reszta zajęła się przenoszeniem ludzi Gato do furgonetek policyjnych. Tak szef myśli, że to dzięki nam Hidaki został w końcu złapany, ale to Sakura tak naprawdę odwaliła brudną robotę. No właśnie, Sakura.
- Masz jaja dziewczyno! - usłyszałem blondyna, który właśnie klepał ją delikatnie po plecach. Trzeba przyznać, ma. Oczywiście w przenośni.
Mój długowłosy blond towarzysz dzielnie dotrzymywał mi kroku. Deidara - specjalista od ładunków wybuchowych i prac w terenie. Znam go od przeszło piętnastu lat. Mimo jego żywiołowego sposobu bycia jest jedną z najbliższych mi osób. Przyjacielem na dobre i na złe, który cieszy się kiedy jestem szczęśliwy i podnosi na duchu, jeśli zajdzie taka potrzeba. Czasem, gdy zrobię jakieś głupstwo walnie w twarz i opieprzy. Tak, to jest właśnie mój przyjaciel. Niezastąpiony kompan na drodze zwanej życiem.
Czasem nie wiem co mnie bardziej kręci, praca dla Paina, czy służba u Sarutobiego. Jeden jak i drugi po części działają w tej samej sprawie a jednak tak bardzo się różnią. Kto by pomyślał, że łączą ich więzy krwi? No, jakby nie patrzeć to mnie też. Chyba nikt. Prawda jest nieco pogmatwana, chociaż zależy też pod jakim kątem się na to wszystko spojrzy.
Już prawie go doganialiśmy, gdy nagle znikąd pojawiła się jakaś dziewczyna z torbami zakupów. Cholera! Niech się cofnie! Koniec. Kaplica. Keisumoto Hidaki, nasz cel, ma ją. Chyba zemdlała. Ten przystawił jej lufe do skroni. Teraz ma zakładnika. Wie, że nie możemy w obecnej chwili nic zrobić. Minutę później pojawił się Orochimaru i Itachi. Ten pierwszy wyglądał jakby ktoś go kopnął w twarz.
- Sakura - dobiegł nas cichy szept. Sakura? Sakura, Sakura, Sakura. Coś i to mówi...
- O kurwa! - nie może być... To Ona!! Moja mała przyjaciółka z dzieciństwa. Słodka, urocza, mała Sakurcia. Wyrosła. Nie poznałbym jej. Ale zaraz, zaraz... Kiedy ona... Czyżby coś się stało? Przecież o ile mi dobrze wiadomo to powinna być teraz z matką w Stanach. Coś musiało się stać. Inaczej by jej tu nie było.
Z przemyśleń wyrwał mnie Deidara szturchając łokciem w bok.
- Patrz - tylko tyle. Nie zbyt jeszcze rozumiejąc spojrzałem na Sakurę, a ona co? Całuje się z tym frajerem. Wściekłość normalnie mnie zalała. Myślałem, że zaraz tego Hidaki'ego rozszarpie. Obiecałem jej kiedyś, że zawsze będę ją chronić przed niebezpieczeństwem jako przyjaciel. Niestety w tej chwili rzeczywistość uderzyła mnie niczym grom z jasnego nieba. W takiej beznadziejnej sytuacji nie mogę zrobić nic. Kompletnie nic. Póki co jest zdana tylko i wyłącznie na siebie. Jaki banał. Pomógł bym jej gdybym tylko mógł, ale uniemożliwia mi to wsparcie synalka Gato. Ej! Co ona wyprawia?! O ja pierdole! Jak Ona To...? Jak? Rozbroiła go. Moje niedowierzanie nie miało już granic. Nie ja jeden miałem teraz głupią minę. Reszta moich towarzyszy a także nasi przeciwnicy, również. Będzie miała mi się z czego później tłumaczyć. Nie odpuszczę jej.
Sytuacja po kilku minutach zmieniła się drastycznie.
Po obezwładnieniu wszystkich naszych wrogów, Itachi zadzwonił do agencji po wsparcie. Długo niemusieliśmy czekać. Przyjechał też nasz szef.
- Dobra robota chłopaki. W końcu go mamy. Spisaliście się na medal. Do końca tygodnia chce widzieć u siebie na biurku raport. Zróbcie jeszcze obchód i wracajcie do agencji. No i zajmijcie się cywilem - powiedział co wiedział i odjechał a reszta zajęła się przenoszeniem ludzi Gato do furgonetek policyjnych. Tak szef myśli, że to dzięki nam Hidaki został w końcu złapany, ale to Sakura tak naprawdę odwaliła brudną robotę. No właśnie, Sakura.
- Masz jaja dziewczyno! - usłyszałem blondyna, który właśnie klepał ją delikatnie po plecach. Trzeba przyznać, ma. Oczywiście w przenośni.
*****
Rozdział wyszedł jak wyszedł.
W opowiadaniu od czasu do czasu będą pojawiać się wulgaryzmy.
Z góry przepraszam!
W opowiadaniu od czasu do czasu będą pojawiać się wulgaryzmy.
Z góry przepraszam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz